piątek, 31 sierpnia 2012

RR. Kruk

Mała, czarnowłosa dziewczynka biegła na przełaj przez łąkę. Jej biała sukienka powiewała na wietrze. W powietrzu słychać było jej dźwięczny śmiech. Na głowie miała kwietny wianek, spleciony z różowych i białych stokrotek.
Brodząc w wysokich trawach łąki, nagle się zatrzymała i skręciła w bok. Wiedziała bowiem, że znajduje się tam gniazdo szerszeni, choć jeszcze go nie widziała. Nie miała pojęcia, skąd to wie. Po prostu była tego świadoma i stuprocentowo pewna.
Dobiegła na skraj łąki. Usiadła na ziemi i wpatrywała się w roztaczający się w oddali widok. Westchnęła z rozmarzeniem. Uwielbiała tu przebywać. Widać stąd było piękne, zielone pasma górskie, pod którymi brnęły błękitne rzeczki. Lazurowe jeziora wyglądały z tego miejsca jak kałuże. Na horyzoncie widniało słońce, które opromieniało nawet najdalsze zakątki tej magicznej krainy. Puchowe obłoczki mknęły po niebie, wiatr muskał pierzaste gałązki drzew. Mogłaby tu siedzieć całą wieczność.
- Roweno, przyjdź tu do mnie!
 Dziewczynka imieniem Rowena zignorowała krzyki matki i zamknęła oczy. Położyła się na trawie, która kłuła ją w plecy. Słyszała świergot ptaków niezmącony niczyim krzy...
- Roweno!
Pacnęła się w czoło. Otworzyła oczy, mrużąc je od ilości padanego na nią słońca. Dźwignęła się na nogi. Obejrzała się jeszcze raz na rozciągający się przed nią wspaniały widok i  powłóczyła się w stronę domu.
- Idę, matko... - mruknęła.
Wchodząc do izby poczuła zapach wypieczonych co dopiero bułeczek oraz aromatycznego indyka. Poprawił jej się humor. Podbiegła do swej matki imieniem Celestria i wtuliła się w jej otwarte ramiona, strącając przy tym wianek z głowy.
- I co skarbie, znowu wiedziałaś, co będzie na obiad? - spytała cicho matka. Rowena pokiwała głową. Rodzicielka spojrzała na nią z powagą i szepnęła:
- Wiesz, że nie wolno ci o tym mówić.
Dziewczynka odparła krótko:
- Wiem matko. Jestem czarownicą i nie wolno mi się ujawniać.
Celestria poklepała ją po plecach. Mała uczy się bardzo szybko i jest cholernie inteligentna, pomyślała.
- Georges! - krzyknęła. Jej mąż wkrótce pojawił się na schodach. Przyszła także cała służba i zasiedli wszyscy do stołu.
W pomieszczeniu słychać było brzdęk sztućców i gwar rozmów. Tylko Rowenna siedziała milcząca i smutna, ale też przerażona. Nie mając na to najmniejszego wpływu zobaczyła, co się zaraz stanie.
 Jej ojciec spytał:
- Co się stało mojemu kwiatuszkowi?
- Nic, ojcze.
Georges pogroził jej żartobliwie widelcem
- Moja mała córa powinna zwierzać się ojcu. Naciesz się ojcem, który z wojen wrócił. Jak to mówią, "po szlachetnych czynach wojny, które do chwały są prawem, domostwo to pierwsza rzecz jaka oko cieszy, tak też musi prowadzona i urządzona być dobrze, a rodzina to skarb największy".
Na co służba się zaśmiała. Rowena już miała zacząć mówić o tym, co ją trapiło, lecz wtedy do izby gwałtownie wpadła inkwizycja. Dom zatrząsł się w posadach. Składała się ona z siedmiu mężczyzn, którzy mogli pochodzić z wyższych warstw społecznych, pięciu chłopów i jednego lekarza.
- Mamy nakaz... - zaczął jeden z chłopów, zacinając się przy czytaniu tekstu na pergaminie, który przed chwilą rozwinął - ...arszto... ares... aha, aresztowania...
Wysoki mężczyzna w śmiesznym kapelusiku wyrwał mu kartkę, przestudiował ją szybko i rzekł:
- Mamy nakaz natychmiastowego (nie mam pojęcia, czemuś tego nie przeczytał) aresztowania pani Celestrii Ravenclaw oraz pana Georgesa Ravenclaw. Został wzniesiony przeciwko nim pozew o uprawianie magii, czarodziejskie praktyki, wróżbiarstwo, gusła i herezje z inicjatywy sir. Engilberta Rolfe'a oraz Waltera i Adama Midnighsów. Pozew jest nieodwołalny, wniesienie pozytywnie rozpatrzono opierając się na dowodach i uznano skazańców powyżej wymienionych za WINNYCH.
Walter i Adam Midnights wyszli z tłumu i uśmiechnęli się z zadowoleniem, ale też z pogardą.  Celestria i Georges spojrzeli na siebie z przerażeniem. Kobieta zacisnęła wargi, aby nie dać po sobie poznać, że płacze. Rowena patrzyła się na rodziców z przerażeniem. Lud zaczął tryumfalnie krzyczeć i zrobiło się wielkie zamieszanie.
Wykorzystując okazję, Celestria przecisnęła się przez służbę i weszła do małego pomieszczenia, ciągnąc za rękę Rowenę. Gdy znalazły się pokoiku, Celestria szepnęła:
- Kochana córeczko, wiesz dobrze, co za chwilę nastąpi. I to nie tylko z powodu twoich niesamowitych zdolności.
Rowena pokiwała głową. Celestria zaczęła płakać, ale mówiła dalej:
- Pamiętaj, że jest nas więcej. Nie jesteśmy jedynymi czarodziejami na tej ziemi, a już na pewno nie na świecie. Śmierć moja oraz twego ojca jest nieunikniona i nastąpi niebawem. Wiesz, że nigdy nie byliśmy zbyt bogaci, ale mamy jedyną, cenną, rodziną pamiątkę.
Podeszła do szuflady zamykanej na kluczyk, przekręciła go i powoli wyjęła tą rzecz. Rowena wytrzeszczyła oczy. Był to srebrnozłoty diadem, którego tworzyły skrzydła kruka, a jego głowa widniała na szczycie diademu. Na środku błyszczał przepiękny kamień szlachetny - był to topaz. Skrzydła kruka były z małych diamencików. Rowena patrzyła się oniemiała na diadem, który po chwili matka wcisnęła jej do ręki.
Nagle usłyszały krzyki ludu:
- Gdzie się podziała ta plugawa wiedźma?!
Celestria powiedziała szybko:
- Za tym obrazem - wskazała na malowidło, na którym widniała martwa natura - jest tajemne przejście. Pójdzie z tobą Elinor. Uważajcie na siebie.
 Pocałowała Rowenę w głowę i  szepnęła:
- Wkrótce zjawi się coś, o czym nawet nie miałaś pojęcia. Będzie to kruk. On ci pomoże.
- Kruk? - spytała ze zdziwieniem dziewczynka. - Ale ja przecież wiem, że...
Usłyszały kroki.
- Uciekaj córeczko, szybko!
Rowena wdrapała się do dziury, która prowadziła do korytarza. Po chwili doszła do niej Elinor - jej niania.
Nagle ktoś z grupki przybyszów powiedział:
- Skoro oni są magikami, to ich córka pewnie też!
Przez tłum przemknął się pomruk aprobaty. Celestria szybko zamknęła dziurę, ukrywając ją za obrazem.
- Zaraz, ale gdzie ona jest?
*
Rowena biegła malutkim, ciemnym korytarzem o niskim, kamiennym sklepieniu. Za nią podążała jej niania, a jednocześnie najbardziej oddana służka Elinor.
- Zawsze wiedziałam, że jest coś z wami nie tak. Zawsze! - mamrotała. Rowenna krzyknęła do niej:
- Nianiu, wszystko ci powiem, jak się stąd wydostaniemy!
Elinor pokręciła głową przyspieszając bieg. Korytarz zaczął się coraz bardziej zwężać, aż w końcu musiały stanąć, wciągnąć brzuchy (jestem zbyt gruba, pomyślała Elinor) i przeciskać się. Szorowały ciałem po kamiennych ścianach, nie widząc siebie nawzajem.
Nagle dostrzegły małą kratkę i snopy światła padające na klepisko.
- To tutaj - szepnęła Rowena. Wysunęła kratkę i wyszły na zewnątrz. Znalazły się poza obrębem miasta. Przebiegły szybko przez wysokie chaszcze i wpadły z impetem do lasu. Tam zatrzymały się, rozpaczliwie zaczerpując powietrza.
Po chwili Rowena powiedziała:
- Wyślą za nami inkwizycję za około dziesięć minut. Zanim tu dojdą, minie pół godziny, więc mamy chwilę czasu.
Co za inteligentka, pomyślała Elinor i ciężko opadła na przewalone drzewo. Rowena odrzuciła swoje długie, czarne włosy do tyłu i zaczęła mówić:
- Wydaje mi się, że od dawien dawna wiecie, że jesteśmy czarodziejami. Na początku staraliśmy się to ukrywać, ale nie sposób było robić to cały czas. Od czasu do czasu mój tata coś zrobił, moja mama sprawiła, że naczynia same się umyją... Ja potrafię przewidywać przyszłość.
Elinor zakryła usta dłonią. Rowena ciągnęła dalej:
- Tak, wiem, to dziwne. Ujawiniło się to stosunkowo niedawno. Moi rodzice myśleli, że jestem charłakiem, czyli osobą pochodzącą z rodziny czarodziejów, lecz nie posiadającą żadnych magicznych umiejętności. Lecz pewnego dnia wszystko się zmieniło. Nie będę zanudzała cię tego typu opowieściami, bo nawet nie mamy czasu. Wiedz jednak, że w końcu moja moc się objawiła i potrafię czytać w myślach. A co za tym stoi - jestem bardzo inteligentna, jak na swój wiek.
Elinor pokiwała głową.
- Oczywiście nie mogę przewidzieć wszystkiego. Choć często mam coś takiego, że nagle w głowie widzę sytuację, która zdarzy się za pięć minut, to mam także przebłyski tego, co zdarzy się za parę lat. Ale wszystkiego nie zobaczę.
Niania ponownie kiwnęła głową.
- Jak dobrze wiesz, czarodzieje i czarownice są spalani na stosie lub topieni. Większość osób, które złapią, nie posiada żadnych magicznych mocy - są to zwyczaje błędy, łapią nie tych, co trzeba. Czarodzieje i czrownice potrafią bardzo dobrze się kryć, my także robiliśmy to świetnie. Tak więc ktoś z naszej słuzby nie trzymał języka za zębami.
Zerknęła na swoją opiekunkę. Elinor powiedziała szybko:
- Panienko, to na pewno nie ja.
- Wiem - odparła krótko dziewczynka.
Po chwili milczenia, ponownie podjęła rozmowę:
- Nie wiem, czy wiesz, ale stosuje się rozmaite próby mające wykazać winę lub niewinność oskarżonych. Do jednej z metod zalicza się próbę wody, którą zwykle stosuje się do procesu kobiet. W praktyce daje ona niewielkie szanse oskarżonej, która wrzucona do wody zazwyczaj nie idzie na dno (co świadczyłoby o niewinności), ponieważ obfite spódnice, które nosimy, utrzymują ją na powierzchni.
Do dowodzenia winy stosuje się także próby łez (jeśli nie potrafi płakać, jest czarownicą), wagi (jeśli oskarżona jest lżejsza niż chyba czterdzieści dziewięć kilo uważa się, że może wzlecieć na miotle) lub ognia.
Po "udowodnieniu" winy skazuje się na spalenie na stosie.
Elinor pokiwała głową. Rowena spuściła głowę i powiedziała cicho:
- Niektórzy czarodzieje mieli tak wielką moc, że potrafili sprawić, że ogień ich nie spala, a płomienie ich łaskoczą. Wtedy mugole...
- Kto? - przerwała jej Elinor. Na twarzy Roweny przemknął cień uśmiechu.
- Mugole. Osoby niemagiczne. Właśnie wtedy bali się i wypuszczali ich. Ale moi rodzice nie są tak potężni. Oni po prostu umrą.
Elinor przytuliła ją, gdy ujrzała, że mała płacze. Dziewczynka powiedziała płaczliwie:
- Teraz już nie mają żadnych szans. Umrą. A ja nic nie mogę zrobić.
Kobieta przypomniała sobie, jak Celestria jej powiedziała, że gdy jej córka będzie w niebezpieczeństwie, ma z nią uciec przez korytarz ukryty za ściennym obrazem i opiekować się nią jak własną córką. Niania właście tak kochała Rowenę. Zastanawiało ją jednak to, czemu dziewczynka miałaby być w niebezpieczeństwie. Teraz już wiedziała.
Jej myśli przerwał trzask gałązek i stłumione szepty. Uciekinierki poderwały się z miejsca i zaczęły biec, lecz wtem rozległ się dziki okrzyk i ktoś wrzasnął:
- Tutaj są!
Mężczyźni rzucili się na nie i powalili na ziemię. Elinor dała sobie spokój z szarpaniną, ale Rowena była nieugięta. Wyrywała się i krzyczała, lecz nie udało jej się.
*
Na głównym placu w mieście postawiono ogromny stos drewna. Na jego samym środku wbito drewniany pal.
Rowena widziała to wszystko. I nic nie mogła zrobić. Zakończenia tej historii niestety nie potrafiła przewidzieć, nie znała go.
Wtedy ujrzała w tłumie skrępowanego linami jej ojca, który szarpał się i wyrywał, oraz matkę, która miała tylko związane nadgarstki. Szła dostojnie, w jej oczach widać było, że pogodziła się z losem. Dwóch chłopów weszło na stos i powiedziało:
- Panie przodem.
Przez tłum przebiegł chichot. Celestria weszła powoli na stos, chłopi przywiązali jej nogi i ręce do niego. Zeszli szybko ze stosu, a mężczyzna w śmiesznym kapelusiku rozwinął rulon.
- Celestrio Ravenclaw - zaczął czytać z kartki - zostałaś oskarżona o praktykowanie magii i głoszenie herezji. Zostaniesz uśmiercona poprzez spalenie na stosie. Czy pragniesz powiedzieć coś przed śmiercią?
Zapadła głucha cisza. Nawet Georges przestał się szarpać. Nie zagłuszał jej nawet najmniejszy szmer czy dźwięk.
Celestria wpatrywała się swoimi dużymi, orzechowymi oczami w miejsce, gdzie stała jej córka, choć ludzie przesłaniali je widok. Otworzyła usta i powiedziała:
- Wszyscy dobrze wiemy, że to kiedyś musi się skończyć. Kolejne "wiedźmy" jak wy, mugole to mówicie, będą spalane. Na śmierć skazujecie niewinnych ludzi, dzieci, kobiety. Ale czy to was powstrzymuje? Nie. Jesteście tak samo winni jak te wszystkie czarownice i czarodzieje, którzy uważacie, że praktykują czarną magię. Magia także może być dobra. Nie zapominajcie o tym. My wam pomagamy. Może tego nie zauważacie. Ale spójrzcie, czasem stało się coś, czego nie potrafiliście wyjaśnić i wpłynęło to na waszą korzyść? Odpowiedźcie sobie sami na to pytanie. A odpowiedź macie w tych popiołach. I może teraz spłonę, ale odrodze się jak feniks. Powstanę z popiołów.
Wszyscy wpatrywali się w czarownicę. Mówiła to z  nigdy wcześniej nie spotykanym spokojem. Zamknęła oczy i powiedziała:
- Strzeż się węża.
Rowena wiedziała, że słowa były skierowane do niej. Ale ich nie zrozumiała.
Mężczyzna w śmiesznym kapelusiku podrapał się po głowie i powiedział z zakłopotaniem:
- Eee... no dobrze. To teraz... podpalcie ten stos.
Nikt się nie ruszył z miejsca. Mężczyzna wrzasnął piskliwym, drżącym ze strachu i złości głosem:
- Podpalcie ten cholerny stos!
Jakiś chłop rzucił na niego pochodnię. I nim drewno się zajęło, Celestria cichutko zagwizdała.
Na niebie pojawiła się czarna plamka. Robiła się coraz większa i większa, aż w końcu na placu wylądował olbrzymich rozmiarów kruk. Był wielkości całego domu Ravenclawów.
Ludzie zaczęli wrzeszczeć i uciekać w popłochu. Rowena wiedziała, co musi zrobić. Wykorzystując panikę wskoczyła na kruka. Ptak zaskrzeczał donośnie i wzbił się w powietrze.
Nikt nie atakował ptaka, było już za to późno. Gdy ptak był na większej wysokości, dziewczynka usłyszała krzyk. Spojrzała w dół. Nigdy tego nie zapomni. Ujrzała, jak jej matkę pożerają płomienie, jej skóra robi się cała czerwona i odpada wielkimi płatami. Celestria krzyczała ile sił, jej spódnica zajęła się i przypalała skórę.  Rowena zacisnęła usta i zaczęła płakać. Odleciała na kruku, przytulając się do jego lśniących piór. Z jej oczu skapywały łzy. Wiedziała, że teraz nie ma już nikogo.
Miała 9 lat.

1 komentarz:

  1. Super ! Bardzo spodobał mi się pomysł na założenie tego bloga. Pięknie piszesz. Już dodaję się do obserwatorów i nie mogę doczekać się dalszych losów biednej Roweny. Mam nadzieję, że wszystko się dobrze skończy :)

    OdpowiedzUsuń