sobota, 29 września 2012

SS. Samotność

Salazar wędrował przez wiele tygodni, by w końcu dotrzeć do mugolskiej wioski i się zatrzymać w jednym z pobliskich tawern. Przy dobrym trunku (którym w tym wypadku był sok, ale Salazar czasem zdobywał coś mocniejszego jak herbatę ziołową) chwalił się wszystkim jaki to on jest wszechmocny, oczywiście nie wspominając ani słowem o magii, której i tak nie używał. Po prostu zabijał wszystkich poprzez korzystanie z wyjątkowego porozumiewania się z wężami. To one odwalały za niego całą robotę.On nie brudził sobie rączek, żeby potem nie było, że go zamkną, albo spalą. Niektórzy patrzyli na niego ze zdziwieniem, bowiem jak taki dzieciak mógł być taki potężny? To niemalże niemożliwe! 
Któregoś dnia jeden z mugoli-niedowiarków kazał mu udowodnić swoją moc. Slytherin go wyśmiał, bowiem nie zdradzał zwykłym śmiertelnikom swojej tajemnicy, jednak ów człowiek go zaczął wyzywać i naśmiewać się. Jeszcze tego samego wieczora napadło na niego stado węży, a wśród nich ulubieniec Salazara, z którym trzymał się od dawna. Zawsze go miał przy sobie i traktował jak zwierzę domowe.
Slytherin nie zabawił długo w żadnej z wiosek. Szukał towarzysza, który tak samo jak ok miał czarodziejską moc. Nikogo takiego nie mogło się znaleźć w mugolskich wsiach. Poza tym mugole strasznie go prowokowali i raz już się zdarzyło, że opuścił jedną wioskę zupełnie wyrżniętą z ludzi. Oczywiście przez jego pupilka, ale tym razem chłopiec również używał zaklęć.
Był już bardzo dojrzały jak na jedenastolatka. Potrafił doskonale porozumiewać się z wężami, co jeszcze kilka miesięcy temu było dla niego zagadką. Co prawda jako pięciolatek miał taką historię, że rozmawiał z wężem, ale do niedawna uważał to za wymyślone wspomnienie, które nigdy nie miało miejsca. Ponadto od tamtego zdarzenia minęło sporo czasu, więc prawie o nim zapomniał.
Czarną magią też umiał lepiej władać. Ojciec byłby z niego dumny. Matka pewnie też, chociaż często głośno wyrażała sprzeciw co do praktykowania czarnej magii. Ojciec zawsze miał mroczne sekrety, ale tajemnica nie było to, że umiał zrobić więcej i coś potężniejszego nić przeciętny czarodziej. Z resztą gdyby nie on, to służba dawno by rozpowiedziała wszystkim co się działo w dworku Slytherinów.
Co do legilimencji, to rzadko kiedy miał możliwość posługiwania się nią. Tylko kiedy grywał w karty z jakimiś mugolakami, którzy zawsze bardzo chętnie chcieli ogrywać bogatego małoletniego. Niestety nigdy im się to nie udawało, bo Salazar nie dość, że był sprytny, to wiedział kiedy ktoś blefuje, a kiedy mówi prawdę.
Takie życie już się dawno znudziło chłopczykowi, jednak prawda jest taka, że taki tryb życia też nigdy nie był dla niego wymarzonym. Zawsze chciał pokazywać wszystkim jaki on jest potężny i nauczyć jakiegoś swojego podopiecznego wszystkiego co umie, żeby potem spokojnie umrzeć i nie martwić się o to, że czarodzieje wyginą.
Podczas jednego z ostatnich dni jego podróży zatrzymał się przy rzece w środku lasu. Nie miał ochoty już siedzieć w mugolskich knajpach, bo za każdym razem kiedy tam był to miał wielką ochotę pozabijać wszystkich na miejscu. Jednak głupi nie był. Wiedział, że szybciej by go zgarnęli i już by był na tamtym świecie.
Jego wąż pełzał sobie wzdłuż brzegu, a Salazar próbował sobie przygotować coś do jedzenia. Nieudolnie, bo nigdy nie musiał sobie radzić w takich warunkach, poza tym gosposia go karmiła. Ciemnowłosy poprosił więc węża, by ten mu coś upolował, jednak gdy pupilek wrócił z surowym mięsem, czarnooki wolał coś przywołać. Stosunkowo szybko pojawiło się obok niego jedzenie, więc wnioskował, że niedaleko ktoś rozbił obóz. Pytanie tylko czy wrogowie, czy może sojusznicy?

3 komentarze:

  1. Super ! :D Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam! Chciałabym Cię zaprosić, to przeczytania i ocenienia mojego bloga. Z góry dziękuję ;3
    http://love-on-the-pitch.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń